reforma nauki

Bariera językowa blokadą rozwojową polskiej nauki

Nauka na świecie jest tylko jedna, i wiele krajów bogatszych i większych od Polski na ogół odpuściło sobie niezdrowe ambicje pokonania wiodących języków światowej nauki, w przypadku rozwoju których zadziałały korzyści skali. Ale trzeba to zrobić: ograniczyć użycie języka polskiego w całej wymianie myśli naukowych. Niech dominują języki obce, choćby tylko z tego powodu, by było więcej niż pewne, że na przeszkodzie swobodnej wymianie myśli nie stoją żadne przeszkody.

Ja bowiem nie widzę sensu dla jakiego szkolenie doktoranta w Polsce miałoby polegać na uczeniu go odtwórczości, gdzie jedynym jego „dorobkiem” jest inwencja przy żmudnej pracy tłumacza nowej terminologii na język polski. Skończmy z tym. Niech doktoranci piszą prace doktorskie po angielsku, niech publikują po angielsku. Wyjdźmy z tego błędnego koła, dajmy sobie spokój z powtarzaniem pracy już przez kogoś wykonanej. Spiszmy na straty tych którzy nie znając języków obcych mają nadzieję na dokonanie czegoś w nauce i byli klientami „naukowych tłumaczeń” pokoleń doktorantów.

Przekwalifikujmy tych, którzy na tym stracą, i przestawmy barierę językową tak, że ci nieznający języka obcego staną po jej drugiej stronie. Niestety, to jest brutalne, trudne i dla niektórych bolesne, ale inaczej nie można tego zrobić. Efektem tego będzie to, że osoba dla której języki obce są barierą, nie będzie miała możliwości kariery naukowej w większości dziedzin i czasem pozostanie jej jedynie wąskie poletko tej nauki, gdzie użycie języka obcego nie miałoby celu.

Polskojęzyczna nauka winna się bezapelacyjnie kończyć na edukacji studentów i na opracowaniu skryptów i podręczników do ich nauki. Cała reszta winna być w językach światowej nauki, czyli głównie angielskim. Choć i to jest wątpliwe, bo ja, studiując na niemieckiej uczelni, miałem wiele podręczników anglojęzycznych, i mimo że wykłady były na ogół po niemiecku (bądź co bądź również języku nauki światowej), to materiały do nich nierzadko były już po angielsku. Język narodowy dominował jako wykładowy mniej więcej do licencjatu, a potem zakładano że student już wystarczająco opanował angielski (pewien poziom języka obcego był wymogiem uzyskania licencjatu), i bardzo często pracowano na materiałach angielskojęzycznych oraz oferowano całe kursy w tym języku. Umożliwiało to uczelniom pozyskiwanie i bezproblemowe wykorzystywanie zagranicznej kadry naukowej do prowadzenia wykładów i pracy naukowej.
Dla mnie nie ulega najlepszej wątpliwości, że cała reszta polskiej twórczości naukowej, ponad poziom magisterium, musi już być w językach nauki światowej, oczywiście poza dziedzinami, gdzie konieczne jest stosowanie języka polskiego, ale te stanowią niewielki procent w całym wachlarzu dyscyplin, spolszczanych w niezbyt wiadomym celu przybliżenia ich nie-za-bardzo-wiadomo-komu. Najpewniej profesorom bez znajomości języka obcego, których w opinii wielu wciąż należy dodrukowywać i wciągać w wir naukowej dyskusji, mimo że to kosztuje.
Dajmy więc sobie z tym spokój- zajmijmy się doganianiem postępu nauki światowej, gdzie w wielu dziedzinach, takich jak choćby ekonomia, jesteśmy w tyle. Po co zajmować się edukowaniem i wleczeniem za sobą balastu, skoro i tak wiadomo, że sukcesu w ten sposób się nie odniesie? Po cóż równać polskich naukowców z poziomem „nauki polskojęzycznej”? By ją skutecznie spowolnić? Przecież to nie ma sensu, poza tym że usprawiedliwia egzystencję tych tylko „polskojęzycznych”.
Niech bariera językowa będzie pokonana obowiązkowo przez wszystkich bez wyjątku, i niech będzie ustawiona zaraz po uzyskaniu magisterium, a najlepiej, by wstępem do niej był już okres studiów wyższych po magistracie, wprowadzający studentów w fachową literaturę spoza świata ich bariery językowej. Niech i doktorat i habilitacja, a tym bardziej profesura będą okupione bez wyjątku wymogami publikacji anglojęzycznych. Wówczas naukowiec stanie się synonimem kogoś, kto bariery do wymiany myśli nie posiada, i kto jest częścią światowej wspólnoty naukowej w pełnym tego słowa znaczeniu, czynnie w niej biorąc udział poprzez publikacje w językach umożliwiających wymianę naukową bez ograniczeń.
W jednej z dziedzin ekonomii, którą się zajmuję, na kilkudziesięciu mi znanych polskich naukowców, nie ma ani jednego, który byłby naukowcem w takim sensie znaczenia jak przedstawiłem poniżej. Nieliczni wolni od bariery językowej zazwyczaj obciążeni są balastem edukowania kolegów i zajmują się przekładaniem dorobku nauki światowej w celu rozpropagowania go wśród innych naukowców „bez języka”. Bowiem dziś normą jest właśnie nieumiejętność komunikacji ze światową wspólnotą naukowa i jej poziomem postępu, i stała się ona wygodną wymówką dla rzesz polskich profesorów, od których wprost nie można było wymagać znajomości podstawowych zagadnień z jakiegoś kluczowego podręcznika dla studentów z innego kraju. 
Nielicznym barierę językowa pokonującym pozostaje żmudne zadanie translatora, publikującego polskojęzyczne badania oparte na zagranicznej literaturze, mające w zamierzeniu doedukować polskich kolegów. Cel tego w moim odczuciu jest niewiadomy, być może jest to odruch litości, choć ogólny tego efekt z boku oglądany, przypomina prowadzenie ślepców w pochodzie piechurów. Przewodnikami są tłumacze, a bardzo częste kolizje ślepców z innymi, tudzież naukowe błędy, są nieodzowną częścią takiej wyprawy. Jedyna pociecha płynie z tego, że przez błędy ślepców nikt ze światowego peletonu piechurów nie będzie poszkodowany ponieważ ich nawet nie dostrzeże i nie zareaguje. Poszkodowanymi są jednak obywatele tego kraju, którzy dostają produkt w postaci nauki pełnej różnorakich błędów, może i usiłującej dotrzymać tempa, ale posuwającej się cokolwiek chaotycznie i po omacku, wszak brakuje jej solidnego „zaplecza” jakim jest łączność z jej światową towarzyszką. 
Być może po takim postawieniu sprawy okaże się że w Polsce jest niewielu naukowców będących na normalnym, to jest światowym poziomie, wszak niewielka część już od dawna pracuje w innych językach. Cała jednak reszta będzie wówczas nadganiać, a nowy, normalny standard z czasem zacznie owocować doganianiem światowego peletonu. Bo przecież nie ma innej możliwości by tą barierę pokonać jak to, że naukowiec będzie gwarancją braku bariery języka. Dopiero wtedy możemy być pewni, że nauka w Polsce nie jest produktem naukopodobnym, dziwnie opóźnionym o wiele lat. 
W mojej dziedzinie ekonomii tak właśnie było, a kolejne publikacje naukowców z mej dziedziny były dobrze wygotowane w niewielkiej ilości polskojęzycznej literatury z tego przedmiotu. Wymiany, bezpośredniego czerpania myśli z zagranicy niemalże nie było, a jak już, to istniała nadal siermiężna ideologia minionej epoki, tutaj jakoś mocno zakonserwowana i uparcie powielana. Jeśli nawet ktoś wyrwał się z nowymi tezami „z Zachodu” to na ogół nie był zrozumiany, ponieważ przepaść między „produktem myśli polskiej” a zagranicznym była dość spora. Wymiany i dorównania do poziomu być nie może, bowiem to właśnie system polskiej nauki jest nastawiony na wspieranie polskojęzyczności, właśnie w celu obrony tych „nierozumiejących”.
Pora to zmienić. Niech do uzyskania każdego kolejnego szczebla w karierze naukowej we wszystkich dziedzinach poza tymi w których użycie języka polskiego jest celowe, potrzebne będą obcojęzyczne publikacje. Niech polski będzie w pracy naukowej jedynie językiem pomocniczym, językiem skryptów dla studentów z pierwszych lat nauki. Niech polskie periodyki naukowe ukazują się tylko i wyłącznie w językach światowej nauki. I niech polska myśl naukowa zrobi wreszcie karierę, skoro myśli uwięzłej w polskojęzycznym kotle wyjść to za bardzo nie może. 
Wówczas jest wg mnie jakaś szansa dogonienia reszty świata, co ma szczególne znaczenie w takich zapóźnionych dziedzinach jak np. ekonomia. Bowiem w momencie gdy język polski jest standardem a przewodnim hasłem jest „polskojęzyczna nauka dla Polaków”, tej szansy w skali światowej już nie ma, lub jest ona bardzo nikła, a cała kariera naukowa zdaje się być wykonalna bez możliwości należytego zapoznania się z dorobkiem reszty badaczy na świecie. Z czasem strasznymi konsekwencjami gospodarczymi- znam naukowca który np. przygotowując reformy emerytalne, zrobił błąd w bilionowej wysokości… 

Adam

By