ekologia » rozwój miast

Drwale na start

Zielona Góra musi się rozwijać- to prawda. Jednakże, czy musi wycinać lasy? I jeśli tak, to które wycinać, tak by nie zniszczyć cennych obszarów, których wciąż nieco pozostało.

Ostatnio politycy z lokalnych partii konserwatywnych zaostrzyli siekiery i zwrócili się ku tutejszym lasom. Budzi to wiele obaw: z jednej strony wokół Zielonej Góry jest kilka lasów cennych przyrodniczo, na które z przyczyn finansowych (świerki są droższe niż sosny) już raz połakomili się leśnicy. Z drugiej strony wycinka lasów powinna być zdaje się ostatecznością, zwłaszcza jeśli są szybsze i tańsze metody pozyskania gruntów.

Miasto w lesie?

Istnieje, nawet w Polsce, wiele przykładów miast które się rozwijały wchłaniając także obszary zalesione. Warszawa, która dość żywiołowo się rozwija, ma liczne podmiejskie osiedla, które po prostu powstały na terenach zalesionych: drzewa wycięto tylko pod obrys domów oraz drogi dojazdowe, reszta terenu wokół posesji wciąż jest najzwyklejszym lasem. Nie widać przeszkód by budownictwo podmiejskie w Zielonej Górze nie mogło się rozwijać w tym kierunku. Ba, ma to wiele zalet, takie śródleśne osiedla, istniejące pod Częstochową czy pod Warszawą (Izabelin) cieszą się ogromnym prestiżem i renomą. Przed wojną w Zielonej Górze również istniały zalesione tereny z zabudowa wśród lasu wzdłuż dawnej Jannyer Weg (obecna ul. Zagłoby). Jeszcze do lat 80-tych teren ten był obszarem działania szabrowników wykopujących kamionkowe rury kanalizacyjne spod ziemi.

Także działalność gospodarcza mogłaby się częściowo ulokować na terenie zalesionym. Dziś kompleks biurowców wśród drzew jest czymś pożądanym także przez biznes. Park Przemysłowy w Zielonej Górze może równie dobrze funkcjonować na terenie zalesionym, jeśli przyciągnie firmy wysokich technologii które potrzebują głównie biurowców a nie hal produkcyjnych.

Brak perspektywy

Jednakże nikt w Zielonej Górze nie planuje długofalowego rozwoju miasta, brak jest jakiejkolwiek długofalowej wizji kierunku rozwoju przestrzennego miasta. Takie plany rozwojowe na dekadę, dwie naprzód ma większość dużych miast tego kraju, poza naszym. Efekty widać gołym okiem- miasto podupadło gospodarczo, bowiem nie zapewniono miejsca na powstanie nowych przedsiębiorstw, gdy istniejący przemysł obumarł. Dziś jest to miasto gospodarczego upadku, braku perspektyw, miasto skąd się migruje.

Nikt nie zauważa też że wycięcie ponad 100 hektarów lasów nie zlikwiduje deficytu terenów przemysłowych w mieście, jest to więc tylko tymczasowe rozwiązanie, odwlekające rzeczywisty problem jedynie na chwilę. Dopiero szeroko zakrojona współpraca z gminą Zielona Góra na zasadzie „coś za coś” może doprowadzić do stworzenia tam terenów inwestycyjnych. Innym wyjściem jest „wrogie przejęcie” w drodze plebiscytu części gminy przez miasto, lecz jest to obarczone ryzykiem porażki.

W każdym bądź razie, dokonując przejażdżki samochodem terenowym w ten weekend byłem zaskoczony ilością wolnych terenów, które marnują się wokół miasta. Setki hektarów niezalesionych terenów za „Auchanem” na ul. Batorego mogłyby się stać nową dzielnicą przemysłową, ale miasto z nieznanych mi przyczyn postawiło w tym miejscu na budownictwo mieszkaniowe. Podobnie ma się sprawa z należącymi do miasta terenami koło stacji kolejowej w Starym Kisielinie. Okolice ulic Żeglarskiej czy Rybackiej, zamiast pomieścić biznes czy jakąś bardziej intensywną zabudowę miejską (bliskość stacji kolejowej sugeruje iż mogłoby tu nawet powstać spore osiedle wygodnie powiązane z centrum miasta dzięki istniejącej infrastrukturze kolejowej), są nieużytkami. Jeśli coś tu powstaje, to raczej parterowa, bardzo rozlazła zabudowa.

A podobno brakuje terenów. Takich przykładów można mnożyć, a winę za tą gospodarkę gruntami ponosi zaściankowe pojęcie planowania miast. Dekady temu, gdy zachłystywano się motoryzacją a biznes był uciążliwy dla otoczenia, starano się go lokować w oddaleniu od zabudowy, od wielu lat już preferuje się zabudowę mieszaną jeśli dany sektor nie jest uciążliwy dla otoczenia, co dziś jest raczej normą.

Pies ogrodnika

Co więcej, przecież to Uniwersytet Zielonogórski jest właścicielem największego kompleksu gruntów pod Zieloną Górą (380 hektarów), głównie w Nowym Kisielinie. Tereny te od ponad 8 lat porastają łąki, z których jedynym pożytkiem jest siano dla uczelnianej stadniny koni. To Uniwersytet okazał się głównym hamulcowym rozwoju tych podmiejskich terenów, choć ostatnio coś się zmienia, są już wystawiane na przetargi pierwsze działki. Uniwersytet nie ma pieniędzy by te tereny uzbroić, a wszelkie snute od lat plany ich rozwoju jako Parku Technologicznego są poważnie opóźnione, mimo że park taki wydaje się priorytetem dla miasta.

Recykling terenu

Inwestycje niekoniecznie muszą powstawać jako greenfield investments , czyli na nowych terenach. W Europie praktyką od wielu lat są brownfield investments, polegające na „recyklingu” gruntów, burzeniu np. starych zabudowań fabrycznych i powstawaniu nowych. W Zielonej Górze wiele jest terenów poprzemysłowych, które mogłyby stać się na nowo użyteczne. Tereny powojskowe przy ul. Strumykowej czy teren po Zastalu na ul. Ludowej są takimi przykładami od wielu lat niewykorzystanych terenów, których w mieście jest kilkaset. Niestety, nawet nikt ich nie ewidencjonuje ani nie zabiega o to by zostały wykorzystane.

Odpowiednia polityka miasta, negocjacje z właścicielami pustych parcel, spowodować mogą odblokowanie wielu cennych terenów w centrum miasta dla inwestycji czy to przemysłowych, czy usługowych. Nawet na Starym Mieście kilka procent terenów jest niewykorzystanych, w tym te spektakularne, jak parcele przy Rynku czy al. Niepodległości, a im dalej od centrum, tym pustych placów więcej, więcej też zdegradowanych, zapuszczonych dzielnic.

Ponadto wiele można zyskać przez wyburzanie tymczasowych pawilonów i kiosków (vide zabudowa placu Wielkopolskiego) i zastępowanie tych śródmiejskich lokalizacji bardziej intensywną, kilkupiętrową zabudową. W centrum miasta takich nieefektywnie wykorzystanych działek są setki. Przed dwoma miesiącami dokonałem wizji lokalnej terenów wokół Starego Miasta, i na niektórych ulicach w centrum miasta od 30 do nawet 50 % działek jest niewykorzystanych.

Urbaniści na start

Pilnie potrzeba nowoczesnych, lepszych niż obecni urbanistów którzy zaproponują możliwości rozwoju przestrzennego dla Zielonej Góry. Potrzeba szerszej dyskusji na temat roli lasów wokół miasta oraz dyskusji na temat tego, które z nich są cenne, a które z nich nie odgrywają większej roli. W tej chwili lasy tnie się „na ślepo”. Podobno lokalni politycy radzili się leśników z lasów państwowych.

Jeśli tych samych, którzy wycięli rzadkie w tej okolicy dwa lasy świerkowe przy ul. Szwajcarskiej, to wypada się martwić tym, cóż tym razem może paść ofiarą pił. Wszak wokół miasta mamy pewną ilość lasów naturalnych, porastających wyrobiska dawnych kopalni, oraz zdziczałe przedwojenne parki z modrzewiowymi alejami. Leśnicy, którzy połakomili się na drogie drewno świerkowe niszcząc najcenniejsze lasy miasta, ostatnie mateczniki u źródeł rzeczki Luizy, mogą mieć chrapkę i na lasy bukowe, i na aleje wysadzane modrzewiami. Trudno dać wiarę ich opinii na temat tego które lasy nadają się do wycinki, bo mają oni zdecydowanie inne cele niż ochrona przyrody.

Dziwne, że planuje się wycinkę ponad 100 ha lasów, skoro wg danych statystycznych aż 5 km kwadratowych (540 hektarów) miasta zajmują grunty orne, a dalsze 100 hektarów to różne pastwiska, łąki i nieużytki. Ponad 300 hektarów powierzchni miasta przeznaczono ponadto na zagadkowo brzmiące „tereny niezabudowane”. W Zielonej Górze, poza cennymi krajobrazowo terenami nad potokami w dziś masowo niszczonej Dolinie Luizy oraz wzdłuż ul. Foluszowej, które winny zostać szybko przekształcone w tak brakujące w tym mieście tereny rekreacyjne, wydaje się brakować niezalesionych obszarów miasta które winny być chronione. Po cóż więc te tereny orne?

Pożegnajmy ogródki i garaże

Być może szybciej i łatwiej będzie także przenieść ogródki działkowe, które zajmują centralne obszary miasta. Na terenie ogródków przy Zbożowej i Dożynkowej zmieszczą się trzy takie strefy jak „Spalony Las”. Taniej będzie wypłacić ich użytkownikom (właścicielom) nawet wysokie odszkodowania oraz dać nowe tereny poza miastem, niż wydawać dziesiątki milionów na pozyskiwanie terenów ulokowanych dużo dalej od centrum. Im dalej od centrum, tym więcej kosztuje także ich uzbrajanie. Tym więcej wydadzą także ich przyszli mieszkańcy na codzienne dojazdy do centrum.

Korzystając z dorobku dziedziny nauki jaką jest ekonomika miast przy wyrokowaniu na temat tego jakie tereny powinny być uwolnione pod zabudowę, wskazać należy przede wszystkim na ogródki działkowe oraz liczne tereny zajęte pod garaże- dość egzotyczne budowle których niemal nie znajdziemy w innych miastach Polski czy Europy, natomiast w tym mieście zajmują one cenne grunty. Ponadto obrona lasów za wszelką cenę także może być bezcelowa, bo wyższe koszty transportu z jakiejś podmiejskiej lokalizacji mogą zniwelować korzyści z zachowania terenów zielonych, nie wspominając o zanieczyszczeniach jakie takie dojazdy generują.

Brak współpracy

Na temat przyszłego rozwoju miasta niewiele się mówi. Preferowane są rozwiązania tymczasowe, ponadto wydaje się że nader kosztowne zarówno dla podatników, jak i dla przyszłych mieszkańców tych terenów. Patrząc na kształt miasta, wydaje się że w dalszej perspektywie brak jest możliwości uniknięcia intensywnej zabudowy miejskiej na terenie gminy Zielona Góra. Miasto jednak nie współpracuje z gminą w tych tematach, brak jest wspólnych planów, wspólnych rozmów na temat rozwoju przestrzennego miasta, które już teraz wylewa się poza swoje granice administracyjne. Istnieje potrzeba skoordynowania rozwoju, odpowiedniego jego wspólnego rozplanowania na terenie i miejskim, i gminnym. A o tym się nie mówi. Jeśli się coś wspomina w tym kontekście, to niesłychanie rzadko i dopiero wtedy gdy potrzeba jest paląca.

Priorytet- tania komunikacja

Strefy nie muszą powstawać w Zielonej Górze. Zresztą, jeśli ich powstanie ma kosztować aż ponad 100 mln PLN, to warto się zastanowić czy ewentualne korzyści zrównoważą kiedykolwiek tak gigantyczne wydatki z miejskiej kasy. Mogą one powstać w Sulechowie, Nowej Soli, Czerwieńsku. Ważne jest, aby mieszkańcy mogli do nich dojeżdżać, dlatego tak pilne jest aby wreszcie uruchomić nowoczesną i szybką komunikację zbiorową pomiędzy częściami Lubuskiego Trójmiasta. Dopiero ona spowoduje że ekonomicznie możliwe będą dojazdy mieszkańców miasta do pracy w odległych częściach Trójmiasta. Wówczas można będzie o inwestorów walczyć wspólnie, traktując tą aglomerację całościowo, a nie tylko ograniczając się do wąsko pojętego skrawka 60 kilometrów kwadratowych tworzących to miasto.

Bilans nieudanej transformacji

Zielona Góra dziś jest miastem z którego się emigruje jeśli tylko można, nie namyślając się nad tym dwa razy. Polityka przestrzenna jest tylko częścią układanki. Miasto jest tak podupadłe, że dziś nazwa Zielona Góra nikomu w Polsce już nic nie mówi. Wizyta w tym mieście to wizyta w 100-tysięcznym blokowisku, spośród których większość kwalifikuje się wg zachodnioeuropejskich kryteriów jako slumsy. Miasto jest wymarłe społecznie, jego centrum kompletnie zamiera w weekendowe wieczory, zamiast tętnić życiem, jak to ma miejsce w innych miastach tej części kraju. Upadło życie studenckie wraz z zamknięciem najpopularniejszych klubów, zaś życie nocne toczy się jedynie w peryferyjnie ulokowanych lokalach- centrum jest rozrywkowo martwe. Nawet te istniejące lokale są wystawiane na sprzedaż- w związku z emigracją młodzieży ich rentowność się zmniejsza.

Z miasta masowo emigrują niemal wszystkie młodsze wiekiem osoby natychmiast po zakończeniu edukacji. Za jakiś czas rozpocznie się proces Stadtschrumpfung- budzący panikę wśród władz miast niemieckich proces kurczenia się miast, dotykający głównie takie „slamsowate blokowiska” jak Zielona Góra. Jego efekty już widać 50 km od Zielonej Góry. Guben, z 36 tys. mieszkańców ma dziś już nieco ponad 19 tysięcy, wobec czego po prostu burzy się opustoszałe bloki.

Zielona Góra to miasto bez wątpienia spauperyzowane także z powodu braku jakiegokolwiek znaczniejszego przemysłu. To miasto lata temu zostało wyplute poza krwioobieg polskiej cywilizacji, dziś koncentrującej się w wielkich miastach kraju. Przemysł jest dla niego zbawieniem. Jednak decyzje o tym, gdzie ów przemysł winien być ulokowany, winny być przedmiotem dyskusji nie tylko polityków, ale i wielu innych środowisk.

Władze arogancko myślą że taką debatą robią łaskę komukolwiek, podczas gdy w interesie wszystkich powinno leżeć by tak nieatrakcyjne miasto miało wokół siebie chociaż pierścień lasów i oaz przyrody, skoro w środku nie posiada niemal żadnych parków czy terenów rekreacyjnych poza kilkoma starymi cmentarzami, będąc po prostu betonową pustynią. Pustynią, z której lepiej wykształceni masowo uciekają do ładniejszych, bardziej tętniących życiem miast, nie namyślając się dwa razy.

By